Ewangelizatorzy, którzy tworzą naszą rodzinę, na szczęście nie zapadają w zimowy sen, dlatego Bieszczady, nie tylko w lecie, ale i zimą mogą głosić Miłość!
Za nami trzecie już edycja zimowej ewangelizacji – Jezusky! Po raz kolejny Pan Bóg obficie pobłogosławił nam nie tylko pogodą, ale i wodospadem łask, których doświadczaliśmy od początku naszych tegorocznych przygotowań. A więc po kolei…
W piątek, 19 stycznia, ewangelizatorzy zjechali do naszej rzepedzkiej bazy, by przygotować się zarówno duchowo, jak i fizycznie do szczytu tego weekendu, a mianowicie niedzielnej ewangelizacji na stoku. Sztandarowe hasło głosi, że „ewangelizacja zaczyna się na kolanach”, dlatego piątkowy wieczór upłynął właśnie pod znakiem modlitwy i adoracji. Już od samego początku mogliśmy wyraźnie odczuć obecność Ojca pośród nas. Sobotnie przedpołudnie wypełniły natomiast treści konferencji, w których ks. Maciej kierował nasz wzrok na człowieka, do którego wychodzimy. Zaznaczył on, że początkiem pasji, jaką jest ewangelizacja, jest spojrzenie. Spojrzenie, którego uczymy się od samego Jezusa, a więc spojrzenie na drugiego człowieka, jako na adresata miłości, bez względu na to, kim jest i jaki jest. Nie zawsze jest to proste, ale ową trudność Zbawiciel przewidział już przed dwoma tysiącami lat, dlatego pozostawił nam Ducha, dzięki któremu możemy stawać się „Kościołem wychodzącym”, który zaraża wiarą. Bo wiara to taka dobra „bakteria”, która ściąga z nas maski, zamiast ich zakładać. Umocnieni tymi słowami, całe popołudnie szykowaliśmy się do wyjścia. Przygotowaniom tym przyświecał jeden główny cel – dać ludziom Boga. Boga miłości, radości, zrozumienia, empatii, bezinteresowności. Boga, który zbawia za darmo i pomimo. A że świadczy się nie tylko mową, ale i czynami, wspólnie poruszyliśmy nasze ręce i nogi, by móc coś z siebie dać. W ruch poszły wszystkie nożyczki, jakie znaleźliśmy w ośrodku i tak wycięliśmy tysiące fragmentów Biblii, by Pan mógł zasiewać ziarno w ludzkich sercach, przez swoje Słowo. Przetańczyliśmy dziesiątki minut, spalając przy tym setki kalorii, by pokazać radość, którą daje nam Pan. Zgromadziliśmy wszystkie najsmaczniejsze składniki, by niedzielna herbatka na stoku umilała czas naszych rozmów z drugim człowiekiem. Mogłoby się wydawać, że wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale my wiedzieliśmy, że teraz przyszedł moment, który należy poświęcić na tę ważniejszą część osobistego przygotowania. Sobotniego wieczoru, rzepedzka kaplica zapłonęła ogniem bożego Ducha, który rozpalił nasze serca i po raz kolejny zapewnił nas, że Pan nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych. Po tych doświadczeniach kładliśmy się z przekonaniem, że nasze wyjście będzie Jego dziełem. Aż w końcu nadszedł dzień próby. Wielki dzień. Dzień, który miał sprawdzić nasze przygotowanie. Czy się stresowaliśmy? Ależ skąd! Przecież szedł z nami Ten, bez którego pomocy nie możemy powiedzieć, że Panem jest Jezus. Dzień zaczęliśmy od wspólnej Eucharystii i posłania, podczas którego kapłan pobłogosławił nas Najświętszym Sakramentem do posługi, którą tego dnia mieliśmy pełnić. I wyruszyliśmy do Wańkowej, na stok, który w tak piękny, słoneczny niedzielny dzień gromadzi setki ludzi. Wystartowaliśmy z naszą akcją… której nie da się opisać w jednym akapicie. Godziny przepełnione rozmowami, świadectwami, modlitwą, tańcem, radością, zimowym szaleństwem… człowieczeństwem. Stok wypełniony naszymi ludzikami w białych kamizelkach. Stok wypełniony Kościołem, który, jak mówił ks. Mateusz „dziś nic nie zbiera, dziś wszystko daje za darmo”. A w środku tego wszystkiego Tata, który działał tam wielkie rzeczy…